2007-09-28: Birmańscy żołnierze otworzyli ogień do protestujących

piątek, 28 września 2007


Protesty w Birmie rozpoczęły się w połowie sierpnia. Od ponad tygodnia nasiliły się ponieważ włączyli się do nich mnisi buddyjscy, którzy poparli biedotę. Ludzie manifestują przeciwko obniżeniu warunków życia, spowodowanych sierpniową podwyżką cen paliw. Jest to pierwszy otwarty bunt w Birmie od 1988 roku, kiedy to zginęło 3 tys. osób. Demonstranci manifestują również przeciwko rządom junty wojskowej i domagają się powrotu demokracji. Rząd wprowadził zakaz demonstracji. Na ulicach stoją opancerzone pojazdy, armatki wodne i więźniarki. W powietrzu czuć zapach gazu łzawiącego. "Do domu albo was zastrzelimy" - informowało dziś rano przez megafony wojsko. Rządowe gazety podają, że do klasztorów przeniknęli "łże-mnisi", którzy podburzają duchownych przeciwko reżimowi.

Protestujący buddyjscy mnisi (24 września 2007)
Lokalizacja Birmy
Protestujący buddyjscy mnisi (24 września 2007)
Protestujący buddyjscy mnisi (24 września 2007)
Protestujący buddyjscy mnisi (24 września 2007)
Protestujący buddyjscy mnisi (24 września 2007)
link= alt= Zobacz artykuł w Wikipedii na temat:
2007-09-28: Birmańscy żołnierze otworzyli ogień do protestujących
link= alt= Wikimedia Commons ma galerię ilustracji związaną z tematem:
Protesty antyrządowe w Birmie

28 września w godzinach porannych birmańscy żołnierze zaczęli strzelać do protestujących w Rangunie, dawnej stolicy Birmy. W mieście demonstrowało ok 10 tys. osób. "Specjalne oddziały birmańskiej policji zaatakowały tłum pałkami" - opowiadali świadkowie zdarzenia. "Chodźcie, zabijcie mnie" - wołała starsza kobieta w kierunku policjantów. "To my was karmimy. A wy zabijacie nas i naszych mnichów" - krzyczał jeden z demonstrujących.

Już wczoraj doszło do starcia demonstrantów z armią w rejonie pagody Sule. Rząd poinformował, że zginęło 9 osób a wśród nich był japoński dziennikarz. Śmierć potwierdziła ambasada Japonii w Rangunie. Świadkowie twierdzą, że zbitych było dużo więcej. Również jeden z mieszkańców Rangunu na blogu BBC napisał, że widział więcej ciał oraz, że strzelano nie tylko do demonstrantów ale także do przechodniów. "Wojsko od razu wywoziło ciała" - dodał. "Rangun przypomina teraz front w strefie wojennej" - relacjonował inny 30-letni mężczyzna.

Wczoraj miało miejsce również wtargnięcie żołnierzy do sześciu klasztorów pod Rangunem. Po najściu mnich z klasztoru Ngwe Kyar Yan pokazywał agencji AP krwawe ślady walk, łuski i zdemolowane wnętrze klasztoru. Policja zabrała ok. 150 mnichów.

"Żołnierze rozbili bramę do klasztoru. Rozwalali drzwi, tłukli szyby i niszczyli meble. Kiedy mnisi stawili opór, zaczęli do nich strzelać, puścili też gaz łzawiący, a potem ich ciągnęli do suk" - opowiadał świadek zajścia.

Agencja Reutera informowała o grupie ludzi, która krzyczała w kierunku żołnierzy wulgarne wyzwiska a następnie ukrywała się w zaułkach ulic po to aby za chwilę znowu wyjść. Chronili się oni w pasażach handlowych i w domach. Takie wychodzenie i ukrywanie sie trwało kilka godzin. "Chcemy tylko demokracji" - krzyczeli. Żołnierze próbowali dogonić demonstrantów oraz wzywali do zakończenia protestu.

"Na ulice wyszło młode pokolenie Birmańczyków. Wiedzą więcej o świecie od rodziców. Są zdesperowani, porównując sytuację w rozpaczliwie biednej Birmie z prosperującą Tajlandią. Wierzą, że rewolta to jedyna szansa ich pokolenia na godne życie" - poinformował Richard Ehrlich, korespondent "Washington Times" z Bangkoku.

Do miasta przybyły wzmocnione oddziały wojska. Policja zbudowała zasieki z drutu kolczastego i drewna wokół świątyni Sule i pagoda Szwedagon.

Dziś wojskowe władze Birmy w Rangunie ogłosiły rejon pięciu klasztorów buddyjskich i ważnych świątyń "strefami zamkniętymi". Miejsca te były głównymi skupiskami antyrządowych protestacji.

Wojskowe władze Birmy w ciągu ostatnich tygodni wydaliły z kraju wielu dziennikarzy i obcokrajowców, którzy obserwowali demonstracje. Wczoraj w hotelach w Rangunie żołnierze prowadzili poszukiwania dziennikarzy, którzy wjechali do Birmy na podstawie wiz turystycznych. Dziś dokonano aresztowania Birmańczyka, który pracował dla japońskiej gazety. Zamknięte są również wszystkie kawiarenki internetowe. Dostawcy usług internetowych nie odpowiadają na telefony. Mieszkańcy o bieżącej sytuacyj dowiadują się z radia BBC, które próbują złapać na falach krótkich.

Rada Bezpieczeństwa ONZ zwołała w sprawie Birmy specjalne spotkanie, na którym wraz z Chinami (główny sojusznik Birmy) został podpisany komunikat z wezwaniem do rządu kraju o powściągliwość w używaniu siły wobec protestujących.

Wnioskowano również o nałożenie sankcji wobec junty ale sprzeciwiły sie temu Chiny. Zaniepokojenie swoje wyraziły jedynie:

Zdementowane zostały również informacje o uwięzieniu w Insein Aung San Suu Kyi, laureatki Pokojowej Nagrody Nobla (1991). Jeden z dyplomatów poinformował, ze przebywa ona nadal w swoim domu gdzie ma wyznaczony od wielu lat areszt domowy.

"Problem polega na tym, że Birma jest bardziej podzielona, niż nam się wydaje. To nie jest konflikt całego społeczeństwa z rządzącym establishmentem. Sposób sprawowania władzy przez armię jest godny potępienia, jednak wielu Birmańczyków popiera armię, jest związanych z kastą rządzącą, akceptuje władzę i tę wersję socjalizmu, który pozwala nawet względnie dobrze żyć. W związku z uwarunkowaniami historycznymi dla wielu Birmańczyków wojsko stało się symbolem całości ich państwa. Birmańczyków jest kilkadziesiąt milionów, a na ulice wyszło 70 tys. - to jest sporo, ale to nie są wszyscy. Nie do końca jasna jest także sytuacja z buntem kleru. Mnisi buddyjscy to nie są mnisi w naszym rozumieniu tego słowa. W buddyzmie wstępuje się do klasztoru na określony czas. Więcej, w Birmie rozpowszechniona jest praktyka, że każdy mężczyzna oddala się na pewien czas do klasztoru, aby dojrzeć intelektualnie. Tak więc konflikt z mnichami to nie jest to samo, czym byłby, na przykład, konflikt z księżmi w Polsce" - powiedział prof. Wiesław Olszewski, specjalista w zakresie stosunków międzynarodowych.

Zobacz też

edytuj

Źródła

edytuj