2007-08-09: Amerykańska diaspora Albańczyków wypełnia lukę inwestycyjną w Kosowie
Z biurami na Brooklynie, Triangle General Contractors mogłaby być zwykłą, małą amerykańską firmą aspirującą do zdobycia rynków niszowych w Nowym Jorku – w jej przypadku – dachowego i konstrukcyjnego.
Jednak jej właściciel Florin Krasniqi, ma inne plany. Wbrew radom wielu, jest gotów się założyć, że jego firma rozkwitnie dzięki inwestycjom w jego rodzinnym Kosowie.
Kiedy firma wygrała przetarg na odbudowę hydroelektrowni o mocy 8.3 megawatów w zachodnim Kosowie 2 lata temu, Triangle został jednym z pierwszych amerykańskich inwestorów na administrowanym przez ONZ terenie.
“Moim celem jest tworzenie czegoś innego. Pieniądze są super, ale dla mnie to tylko środek do celu” – mówi Krasniqi.
Krasniqi zdobył sławę podczas wojny w Kosowie w 1998 i 1999, kiedy to zebrał 30 milionów dolarów wśród albańskiej społeczności w USA na zakup broni dla Kosowskiej Armii Wyzwolenia. W efekcie niemal doprowadził swój business do upadku.
Teraz należy on do małej grupy albańskich biznesmenów w Nowym Jorku, chcących połączyć rozwój gospodarki Kosowa z rozwojem swojego businessu.
Krasniqi zacjowuje się niezwykle. Według Mimoza Kusari-Lila, dyrektora wykonawczego Amerykańskiej Izby Handlowej w Kosowie, większość albańskich inwestorów z USA stosuje wobec Kosowa postawę wyczekującą.
“Wielu czeka na ostateczne określenie statusu Kosowa, a ci którzy już zainwestowali napotykają na podstawowe problemy fiskalne i prawne. To skłania ich i wielu innych inwestorów do zrewidowania sowich planów w sprawie Kosowa”- mówi.
Krasniqi przekonuje, że w Kosowie można zrobić pieniądze. Mówi on, że państwowe przedsiębiorstwa są prywatyzowane za “pół darmo” ponieważ lokalni biznesmeni boją się inwestować.
Inni Albańczycy z USA także dostrzegli ten potencjał. Ulokowana w Bronie Bajraktari Realty Corporation dla przykładu, nabyła w ramach prywatyzacji słynną kosowską wytwórnię win - Rahovec Winery, za 6.5 miliona dolarów i zamierza rozwinąć działalność na sektor przetwórstwa drewna w południowym mieście Peje.
Krasniqi pracując z partnerami w USA i Kosowie także nabył w ramach prywatyzacji fabrykę podzespołów samochodowych - Zastava Ramiz Sadiku, zmieniając jej nazwę na Kosova Steel. Przedsiębiorstwo zostało sprzedane za 3.5 miliona dolarów i obecnie pracuje „pełną parą”, sprzedając swe części w UE.
Jednak wciąż niektóre czynniki powstrzymują inwestorów, a pierwszy z nich to niepewna sytuacja polityczna Kosowa. Albańczycy w USA uważają niepodległość za podstawę w zmienianiu Kosowa w normalną gospodarkę rynkową.
Niepodległość Kosowa nie może nadejść wystarczająco szybko dla ludzi takich jak Avni Mustafaj, lider lobby albańskiego w Stanach Zjednoczonych, który od ośmiu lat pracuje na rzecz niepodległości Kosowa w Waszyngtonie.
Mustafaj, dyrektor wykonawczy Narodowej Rady Albańczyków w USA (National Albanian American Council) mówi, że jedynie niepodległość, obok właściwego przywództwa i ciężkiej pracy, może znacząco zmienić jakość życia ludzi w Kosowie.
Obecna sytuacja w tej materii jest ciężka i niezbyt zachęcająca dla nowych inwestorów. W dodatku oprócz ostatecznego statusu Kosowa także biurokracja, korupcja i słaba infrastruktura dławi chęć biznesmenów do inwestowania. “Wszyscy słyszymy “Inwestujcie, inwestujcie”, ale do tego potrzeba infrastruktury” – mówi.
Kusari-Lila z Amerykańskiej Izby Handlowej mówi: “Słaba infrastruktura to bardzo poważna przeszkoda – energia, drogi, kolej, brak odpowiedniego planowania miejskiego i brak stolicy.”
Niepewna sytuacja terytorium czyni niemożliwym uzyskanie przez rząd pożyczki z instytucji międzynarodowych jak na przykład Banku Światowego.
Banki komercyjne pożyczą pieniądze, ale przy bardzo wysokich odsetkach, gdyż uważają Kosowo za ryzykowny obszar.
Dla przykładu inwestycja firmy Triangle w elektrownię Kozhner była możliwa jedynie dzięki 5.5 milionowej pomocy z Overseas Private Investment Corporation – programowi rządu amerykańskiego, pomagającego amerykańskim biznesmenom inwestować na rozwijających się, ryzykownych rynkach.
Niewiele produkuje się w Kosowie. Według unijnego Biura Polityki Gospodarczej w Kosowie tylko 4 procent importu jest pokrywana przez eksport .
Choć brak wiarygodnych statystyk, Unia Europejska, która faktycznie kieruje gospodarką Kosowa przez ostatnie siedem lat, zakłada iż poziom bezrobocia wynosi 40-60%.
Te negatywne proporcje zaostrzane są przez fakt, iż Kosowo ma największy poziom urodzeń w Europie oraz połowa z 2.4 milionowej populacji ma poniżej 27 lat , co z kolei oznacza, że 30000 ludzi wchodzi na rynek pracy rok rocznie.
Duża część populacji polega całkowicie na pieniądzach przesyłanych przez członków rodzin przebywających zagranicą. Przelewy te stanowią 13 procent kosowskiego dochodu krajowego brutto, wsparcie darczyńców stanowi kolejne 34 %, według danych UE.
Komisja Europejska interesuje się Kosowem jako potencjalnym kandydatem na członka UE w przyszłości. Komisja uznaje, że w efekcie dążyć się powinno do „gwałtownego obniżenia” pomocy ekonomicznej.
Oznacza to, że sytuacja może się znacznie pogorszyć. Rząd Kosowa uważa, iż inwestycje są desperacko potrzebne, kiedy gospodarka rośnie w tempie zaledwie 3% rocznie.
Albańczycy w USA, których jest ponad 200,000 w samym Nowym Jorku i posiadają znaczny majątek, mogą według Krasniqi, pomóc w wypełnianiu luk.
Jednak póki co formalnie Kosowo jest nadal częścią Serbii i Belgrad deklaruje, że nigdy nie pozwoli by to się zmieniło. Co więcej Serbia używała w przeszłości argumentów ekonomicznych w tym celu.
Prezydent Serbii Boris Tadic przekonuje malutkie niezależne Kosowo, o powierzchni równej 1/3 powierzchni Belgii, że nie przetrwa ekonomiczne i będzie potrzebować większego rynku serbskiego, by sprzedawać swe towary i zatrudniać pracowników.
Północny kraniec Kosowa, bogaty w minerały region jest atrakcyjny dla zagranicznych inwestorów, jest również kontrolowany przez lokalnych Serbów, którzy ślubowali, że nigdy nie odłączą się od Belgradu.
Przyszłość północnego krańca i innych serbskich enklaw, będących gospodarczo odseparowanymi od pozostałej albańskiej części Kosowa, pozostają najgorętszymi punktami sporu o niepodległość.
Jak na ironię rzeczą która łączy Albańczyków i Serbów to fakt, iż oba kraje chcą uzyskać członkowstwo w UE i uważają je za ostateczne rozwiązanie regionalnych sporów politycznych i ekonomicznych.
Ze swej strony Unia Europejska uznaje wszystkie kraje regionu za swych potencjalnych członków. Jednak nie określiła żadnych dat wyznaczających przystąpienie.
Krasniqi przyznaje, iż nie raz nie dwa przebijanie się przez biurokracje przy inwestycjach w Kosowie przyprawiało go o ból głowy. Mówi, że najbardziej martwi go, iż Serbia spróbuje odzyskać Kosowo siłą. „Kolejna wojna jest na to odpowiedzią. Nikt nie da ci niepodległości, musisz ja zdobyć” - dodaje.